Malarstwo - moja pasja Od dziecka dorastałem w atmosferze „obrazów". Mój dziadek w czasie pierwszej wojny światowej, jako żołnierz stracił nogę i po powrocie nie mógł już uprawiać swojego zawodu (był cieślą), dlatego zainteresował się nową wówczas dziedziną – fotografią. Założył pierwszy w swoim mieście zakład fotograficzny. Tego też zawodu nauczył swoich pięciu synów, tak więc zasady kompozycji obrazu i odpowiedniego pokazania tego co widzę, uczyłem się już od wczesnego dzieciństwa. Do rysowania i malowania skutecznie zachęcała mnie moja babcia, która się mną opiekowała, a że robiłem to dość chętnie i często, więc przez ciągłe ćwiczenie szybko nabrałem wprawy w posługiwaniu się ołówkiem i pędzlem. W wieku dziesięciu lat miałem jeszcze jedną pasję – lotnictwo, ale przez wadę wzroku musiałem szybko porzucić marzenia o lataniu. Pozostało malowanie; nie miałem żadnych wątpliwości przy wyborze szkoły: najpierw liceum plastycznego, a później studiów na gdańskiej uczelni plastycznej. Po studiach malowałem, zajmowałem się grafiką, architekturą wnętrz i projektowaniem wzornictwa przemysłowego, co nawet zaowocowało srebrnym medalem na targach meblowych za projekt systemu mebli. Ale nadszedł czas przemian gospodarczych, który nie był on łaskawy dla samodzielnych projektantów bez zaplecza wykonawczego. Fabryka mebli, w której zarabiałem na życie została sprzedana i zlikwidowana, więc wyjechałem za granicę by popracować przy sezonowych pracach w winnicy. Mieszkałem w pewnym starym, bardzo urokliwym miasteczku w Niemczech i pewnego dnia po pracy wyszedłem, by sobie porysować piękną architekturę. Przechodzący ludzie byli tak zainteresowani tym co robię, że po niecałej godzinie zarobiłem więcej niż za cały dzień w winnicy. To zdecydowało. Wróciłem do domu i zacząłem malować wg zrobionych notatek. Wróciłem do tego miasta z gotową wystawą. I tak to się zaczęło - od tego czasu już tylko maluję, codziennie, bo to nie tylko moja praca, to moja pasja.
Przez ostatnie czterdzieści lat próbowałem różnych stylów i technik; zaczynałem jak większość malarzy od technik starych mistrzów (moimi wzorami byli wówczas mistrzowie holenderscy i Bernardo Belotto). Później zacząłem szukać własnych rozwiązań problemów malarskich: kompozycja, kolor, nastrój, jak i własnych poszukiwań i eksperymentów technologicznych i muszę przyznać, że te poszukiwania w dalszym ciągu mnie inspirują. Tematyka związana z architekturą też nie jest jedyną, której się podejmowałem chociaż było jej najwięcej. Zaczynałem od portretów, które uważam za coś najważniejszego w przekazywaniu swojego obrazu widzenia, ale jak to bywa z portretami, najczęściej zabierają je osoby portretowane i po latach nie wiem, co się z nimi dzieje i nie mogę odżałować, że wówczas nie robiłem dokumentacji fotograficznej. Zostało mi tylko kilka zdjęć obrazów do których dotarłem po latach. Mam nadzieję, że na tym się nie skończy.
Czesław Piotr Szczepański
Najnowsza kolekcja rzeźb Jakuba Szczepańskiego nosi nazwę „Muchy w Bieszczadach". „Nigdy nie było miejsca w sztuce dla takich stworzeń jak muchy. Z reguły nie ma ich w słynnych dziełach, nie ma ich w portretach, w pejzażach, rzeźby zazwyczaj nie są poświęcone muchom. Są to stworzenia niechciane. Jednak są zawsze z nami. A w Bieszczadach z ich górskimi pejzażami i dzikimi zwierzętami, muchy czują się "jak w domu". Myślę, że moje prace z tymi owadami pomogą spojrzeć na nie z nowej perspektywy".
Jakub Szczepański
Czesław Piotr Szczepański
Malarstwo - moja pasja Od dziecka dorastałem w atmosferze „obrazów". Mój dziadek w czasie pierwszej wojny światowej, jako żołnierz stracił nogę i po powrocie nie mógł już uprawiać swojego zawodu (był cieślą), dlatego zainteresował się nową wówczas dziedziną – fotografią. Założył pierwszy w swoim mieście zakład fotograficzny. Tego też zawodu nauczył swoich pięciu synów, tak więc zasady kompozycji obrazu i odpowiedniego pokazania tego co widzę, uczyłem się już od wczesnego dzieciństwa. Do rysowania i malowania skutecznie zachęcała mnie moja babcia, która się mną opiekowała, a że robiłem to dość chętnie i często, więc przez ciągłe ćwiczenie szybko nabrałem wprawy w posługiwaniu się ołówkiem i pędzlem. W wieku dziesięciu lat miałem jeszcze jedną pasję – lotnictwo, ale przez wadę wzroku musiałem szybko porzucić marzenia o lataniu. Pozostało malowanie; nie miałem żadnych wątpliwości przy wyborze szkoły: najpierw liceum plastycznego, a później studiów na gdańskiej uczelni plastycznej. Po studiach malowałem, zajmowałem się grafiką, architekturą wnętrz i projektowaniem wzornictwa przemysłowego, co nawet zaowocowało srebrnym medalem na targach meblowych za projekt systemu mebli. Ale nadszedł czas przemian gospodarczych, który nie był on łaskawy dla samodzielnych projektantów bez zaplecza wykonawczego. Fabryka mebli, w której zarabiałem na życie została sprzedana i zlikwidowana, więc wyjechałem za granicę by popracować przy sezonowych pracach w winnicy. Mieszkałem w pewnym starym, bardzo urokliwym miasteczku w Niemczech i pewnego dnia po pracy wyszedłem, by sobie porysować piękną architekturę. Przechodzący ludzie byli tak zainteresowani tym co robię, że po niecałej godzinie zarobiłem więcej niż za cały dzień w winnicy. To zdecydowało. Wróciłem do domu i zacząłem malować wg zrobionych notatek. Wróciłem do tego miasta z gotową wystawą. I tak to się zaczęło - od tego czasu już tylko maluję, codziennie, bo to nie tylko moja praca, to moja pasja.
Przez ostatnie czterdzieści lat próbowałem różnych stylów i technik; zaczynałem jak większość malarzy od technik starych mistrzów (moimi wzorami byli wówczas mistrzowie holenderscy i Bernardo Belotto). Później zacząłem szukać własnych rozwiązań problemów malarskich: kompozycja, kolor, nastrój, jak i własnych poszukiwań i eksperymentów technologicznych i muszę przyznać, że te poszukiwania w dalszym ciągu mnie inspirują. Tematyka związana z architekturą też nie jest jedyną, której się podejmowałem chociaż było jej najwięcej. Zaczynałem od portretów, które uważam za coś najważniejszego w przekazywaniu swojego obrazu widzenia, ale jak to bywa z portretami, najczęściej zabierają je osoby portretowane i po latach nie wiem, co się z nimi dzieje i nie mogę odżałować, że wówczas nie robiłem dokumentacji fotograficznej. Zostało mi tylko kilka zdjęć obrazów do których dotarłem po latach. Mam nadzieję, że na tym się nie skończy.
Jakub Szczepański
Dyplom Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie z tytułem magister sztuki w 2002 roku, wydział Architektury wnętrz. Rzeźbiarz, malarz, fotograf, nauczyciel. Jego prace znajdują się w prywatnych kolekcjach w Polsce, Niemczech, Francji, Norwegii, Kirgistanie, Uzbekistanie i innych krajach.
Najnowsza kolekcja rzeźb Jakuba Szczepańskiego nosi nazwę „Muchy w Bieszczadach". „Nigdy nie było miejsca w sztuce dla takich stworzeń jak muchy. Z reguły nie ma ich w słynnych dziełach, nie ma ich w portretach, w pejzażach, rzeźby zazwyczaj nie są poświęcone muchom. Są to stworzenia niechciane. Jednak są zawsze z nami. A w Bieszczadach z ich górskimi pejzażami i dzikimi zwierzętami, muchy czują się "jak w domu". Myślę, że moje prace z tymi owadami pomogą spojrzeć na nie z nowej perspektywy".
Czesław Piotr Szczepański
Malarstwo - moja pasja Od dziecka dorastałem w atmosferze „obrazów". Mój dziadek w czasie pierwszej wojny światowej, jako żołnierz stracił nogę i po powrocie nie mógł już uprawiać swojego zawodu (był cieślą), dlatego zainteresował się nową wówczas dziedziną – fotografią. Założył pierwszy w swoim mieście zakład fotograficzny. Tego też zawodu nauczył swoich pięciu synów, tak więc zasady kompozycji obrazu i odpowiedniego pokazania tego co widzę, uczyłem się już od wczesnego dzieciństwa. Do rysowania i malowania skutecznie zachęcała mnie moja babcia, która się mną opiekowała, a że robiłem to dość chętnie i często, więc przez ciągłe ćwiczenie szybko nabrałem wprawy w posługiwaniu się ołówkiem i pędzlem. W wieku dziesięciu lat miałem jeszcze jedną pasję – lotnictwo, ale przez wadę wzroku musiałem szybko porzucić marzenia o lataniu. Pozostało malowanie; nie miałem żadnych wątpliwości przy wyborze szkoły: najpierw liceum plastycznego, a później studiów na gdańskiej uczelni plastycznej. Po studiach malowałem, zajmowałem się grafiką, architekturą wnętrz i projektowaniem wzornictwa przemysłowego, co nawet zaowocowało srebrnym medalem na targach meblowych za projekt systemu mebli. Ale nadszedł czas przemian gospodarczych, który nie był on łaskawy dla samodzielnych projektantów bez zaplecza wykonawczego. Fabryka mebli, w której zarabiałem na życie została sprzedana i zlikwidowana, więc wyjechałem za granicę by popracować przy sezonowych pracach w winnicy. Mieszkałem w pewnym starym, bardzo urokliwym miasteczku w Niemczech i pewnego dnia po pracy wyszedłem, by sobie porysować piękną architekturę. Przechodzący ludzie byli tak zainteresowani tym co robię, że po niecałej godzinie zarobiłem więcej niż za cały dzień w winnicy. To zdecydowało. Wróciłem do domu i zacząłem malować wg zrobionych notatek. Wróciłem do tego miasta z gotową wystawą. I tak to się zaczęło - od tego czasu już tylko maluję, codziennie, bo to nie tylko moja praca, to moja pasja.
Przez ostatnie czterdzieści lat próbowałem różnych stylów i technik; zaczynałem jak większość malarzy od technik starych mistrzów (moimi wzorami byli wówczas mistrzowie holenderscy i Bernardo Belotto). Później zacząłem szukać własnych rozwiązań problemów malarskich: kompozycja, kolor, nastrój, jak i własnych poszukiwań i eksperymentów technologicznych i muszę przyznać, że te poszukiwania w dalszym ciągu mnie inspirują. Tematyka związana z architekturą też nie jest jedyną, której się podejmowałem chociaż było jej najwięcej. Zaczynałem od portretów, które uważam za coś najważniejszego w przekazywaniu swojego obrazu widzenia, ale jak to bywa z portretami, najczęściej zabierają je osoby portretowane i po latach nie wiem, co się z nimi dzieje i nie mogę odżałować, że wówczas nie robiłem dokumentacji fotograficznej. Zostało mi tylko kilka zdjęć obrazów do których dotarłem po latach. Mam nadzieję, że na tym się nie skończy.
Jakub Szczepański
Dyplom Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie z tytułem magister sztuki w 2002 roku, wydział Architektury wnętrz. Rzeźbiarz, malarz, fotograf, nauczyciel. Jego prace znajdują się w prywatnych kolekcjach w Polsce, Niemczech, Francji, Norwegii, Kirgistanie, Uzbekistanie i innych krajach.
Najnowsza kolekcja rzeźb Jakuba Szczepańskiego nosi nazwę „Muchy w Bieszczadach". „Nigdy nie było miejsca w sztuce dla takich stworzeń jak muchy. Z reguły nie ma ich w słynnych dziełach, nie ma ich w portretach, w pejzażach, rzeźby zazwyczaj nie są poświęcone muchom. Są to stworzenia niechciane. Jednak są zawsze z nami. A w Bieszczadach z ich górskimi pejzażami i dzikimi zwierzętami, muchy czują się "jak w domu". Myślę, że moje prace z tymi owadami pomogą spojrzeć na nie z nowej perspektywy".
Czesław Piotr Szczepański
Malarstwo - moja pasja Od dziecka dorastałem w atmosferze „obrazów". Mój dziadek w czasie pierwszej wojny światowej, jako żołnierz stracił nogę i po powrocie nie mógł już uprawiać swojego zawodu (był cieślą), dlatego zainteresował się nową wówczas dziedziną – fotografią. Założył pierwszy w swoim mieście zakład fotograficzny. Tego też zawodu nauczył swoich pięciu synów, tak więc zasady kompozycji obrazu i odpowiedniego pokazania tego co widzę, uczyłem się już od wczesnego dzieciństwa. Do rysowania i malowania skutecznie zachęcała mnie moja babcia, która się mną opiekowała, a że robiłem to dość chętnie i często, więc przez ciągłe ćwiczenie szybko nabrałem wprawy w posługiwaniu się ołówkiem i pędzlem. W wieku dziesięciu lat miałem jeszcze jedną pasję – lotnictwo, ale przez wadę wzroku musiałem szybko porzucić marzenia o lataniu. Pozostało malowanie; nie miałem żadnych wątpliwości przy wyborze szkoły: najpierw liceum plastycznego, a później studiów na gdańskiej uczelni plastycznej. Po studiach malowałem, zajmowałem się grafiką, architekturą wnętrz i projektowaniem wzornictwa przemysłowego, co nawet zaowocowało srebrnym medalem na targach meblowych za projekt systemu mebli. Ale nadszedł czas przemian gospodarczych, który nie był on łaskawy dla samodzielnych projektantów bez zaplecza wykonawczego. Fabryka mebli, w której zarabiałem na życie została sprzedana i zlikwidowana, więc wyjechałem za granicę by popracować przy sezonowych pracach w winnicy. Mieszkałem w pewnym starym, bardzo urokliwym miasteczku w Niemczech i pewnego dnia po pracy wyszedłem, by sobie porysować piękną architekturę. Przechodzący ludzie byli tak zainteresowani tym co robię, że po niecałej godzinie zarobiłem więcej niż za cały dzień w winnicy. To zdecydowało. Wróciłem do domu i zacząłem malować wg zrobionych notatek. Wróciłem do tego miasta z gotową wystawą. I tak to się zaczęło - od tego czasu już tylko maluję, codziennie, bo to nie tylko moja praca, to moja pasja.
Przez ostatnie czterdzieści lat próbowałem różnych stylów i technik; zaczynałem jak większość malarzy od technik starych mistrzów (moimi wzorami byli wówczas mistrzowie holenderscy i Bernardo Belotto). Później zacząłem szukać własnych rozwiązań problemów malarskich: kompozycja, kolor, nastrój, jak i własnych poszukiwań i eksperymentów technologicznych i muszę przyznać, że te poszukiwania w dalszym ciągu mnie inspirują. Tematyka związana z architekturą też nie jest jedyną, której się podejmowałem chociaż było jej najwięcej. Zaczynałem od portretów, które uważam za coś najważniejszego w przekazywaniu swojego obrazu widzenia, ale jak to bywa z portretami, najczęściej zabierają je osoby portretowane i po latach nie wiem, co się z nimi dzieje i nie mogę odżałować, że wówczas nie robiłem dokumentacji fotograficznej. Zostało mi tylko kilka zdjęć obrazów do których dotarłem po latach. Mam nadzieję, że na tym się nie skończy.
Jakub Szczepański
Dyplom Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie z tytułem magister sztuki w 2002 roku, wydział Architektury wnętrz. Rzeźbiarz, malarz, fotograf, nauczyciel. Jego prace znajdują się w prywatnych kolekcjach w Polsce, Niemczech, Francji, Norwegii, Kirgistanie, Uzbekistanie i innych krajach.
Najnowsza kolekcja rzeźb Jakuba Szczepańskiego nosi nazwę „Muchy w Bieszczadach". „Nigdy nie było miejsca w sztuce dla takich stworzeń jak muchy. Z reguły nie ma ich w słynnych dziełach, nie ma ich w portretach, w pejzażach, rzeźby zazwyczaj nie są poświęcone muchom. Są to stworzenia niechciane. Jednak są zawsze z nami. A w Bieszczadach z ich górskimi pejzażami i dzikimi zwierzętami, muchy czują się "jak w domu". Myślę, że moje prace z tymi owadami pomogą spojrzeć na nie z nowej perspektywy".
Czesław Piotr Szczepański
Malarstwo - moja pasja Od dziecka dorastałem w atmosferze „obrazów". Mój dziadek w czasie pierwszej wojny światowej, jako żołnierz stracił nogę i po powrocie nie mógł już uprawiać swojego zawodu (był cieślą), dlatego zainteresował się nową wówczas dziedziną – fotografią. Założył pierwszy w swoim mieście zakład fotograficzny. Tego też zawodu nauczył swoich pięciu synów, tak więc zasady kompozycji obrazu i odpowiedniego pokazania tego co widzę, uczyłem się już od wczesnego dzieciństwa. Do rysowania i malowania skutecznie zachęcała mnie moja babcia, która się mną opiekowała, a że robiłem to dość chętnie i często, więc przez ciągłe ćwiczenie szybko nabrałem wprawy w posługiwaniu się ołówkiem i pędzlem. W wieku dziesięciu lat miałem jeszcze jedną pasję – lotnictwo, ale przez wadę wzroku musiałem szybko porzucić marzenia o lataniu. Pozostało malowanie; nie miałem żadnych wątpliwości przy wyborze szkoły: najpierw liceum plastycznego, a później studiów na gdańskiej uczelni plastycznej. Po studiach malowałem, zajmowałem się grafiką, architekturą wnętrz i projektowaniem wzornictwa przemysłowego, co nawet zaowocowało srebrnym medalem na targach meblowych za projekt systemu mebli. Ale nadszedł czas przemian gospodarczych, który nie był on łaskawy dla samodzielnych projektantów bez zaplecza wykonawczego. Fabryka mebli, w której zarabiałem na życie została sprzedana i zlikwidowana, więc wyjechałem za granicę by popracować przy sezonowych pracach w winnicy. Mieszkałem w pewnym starym, bardzo urokliwym miasteczku w Niemczech i pewnego dnia po pracy wyszedłem, by sobie porysować piękną architekturę. Przechodzący ludzie byli tak zainteresowani tym co robię, że po niecałej godzinie zarobiłem więcej niż za cały dzień w winnicy. To zdecydowało. Wróciłem do domu i zacząłem malować wg zrobionych notatek. Wróciłem do tego miasta z gotową wystawą. I tak to się zaczęło - od tego czasu już tylko maluję, codziennie, bo to nie tylko moja praca, to moja pasja.
Przez ostatnie czterdzieści lat próbowałem różnych stylów i technik; zaczynałem jak większość malarzy od technik starych mistrzów (moimi wzorami byli wówczas mistrzowie holenderscy i Bernardo Belotto). Później zacząłem szukać własnych rozwiązań problemów malarskich: kompozycja, kolor, nastrój, jak i własnych poszukiwań i eksperymentów technologicznych i muszę przyznać, że te poszukiwania w dalszym ciągu mnie inspirują. Tematyka związana z architekturą też nie jest jedyną, której się podejmowałem chociaż było jej najwięcej. Zaczynałem od portretów, które uważam za coś najważniejszego w przekazywaniu swojego obrazu widzenia, ale jak to bywa z portretami, najczęściej zabierają je osoby portretowane i po latach nie wiem, co się z nimi dzieje i nie mogę odżałować, że wówczas nie robiłem dokumentacji fotograficznej. Zostało mi tylko kilka zdjęć obrazów do których dotarłem po latach. Mam nadzieję, że na tym się nie skończy.
Jakub Szczepański
Dyplom Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie z tytułem magister sztuki w 2002 roku, wydział Architektury wnętrz. Rzeźbiarz, malarz, fotograf, nauczyciel. Jego prace znajdują się w prywatnych kolekcjach w Polsce, Niemczech, Francji, Norwegii, Kirgistanie, Uzbekistanie i innych krajach.
Najnowsza kolekcja rzeźb Jakuba Szczepańskiego nosi nazwę „Muchy w Bieszczadach". „Nigdy nie było miejsca w sztuce dla takich stworzeń jak muchy. Z reguły nie ma ich w słynnych dziełach, nie ma ich w portretach, w pejzażach, rzeźby zazwyczaj nie są poświęcone muchom. Są to stworzenia niechciane. Jednak są zawsze z nami. A w Bieszczadach z ich górskimi pejzażami i dzikimi zwierzętami, muchy czują się "jak w domu". Myślę, że moje prace z tymi owadami pomogą spojrzeć na nie z nowej perspektywy".