Grzegorz Ratajczyk, Andrzej Zdanowicz, "Dwa słowa - Malarstwo"

Grzegorz Ratajczyk, Andrzej Zdanowicz, "Dwa słowa - Malarstwo"

06 października 2021 - 06 listopada 2021

Wernisaż: 6 października (środa) 2021, godz. 19.00.

Wystawa trwa do 6 listopada 2021.

Poleć znajomemu

O WYSTAWIE

Grzegorz Ratajczyk - Artysta i Dzieło.


Artysta

Pan Grzegorz Ratajczyk to postać barwna i wielowymiarowa. Artysta, rysownik, grafik, pedagog, podróżnik, admirator natury, znawca przyrody, smakosz, przede wszystkim jednak malarz. Pracuje wszędzie gdzie akurat przebywa, bo praca jest jednymz ważnych sensów jego spełnienia. Mieszka w Poznaniu, w poznańskim Uniwersytecie Artystycznym jest profesorem i prowadzi pracownię malarstwa. Pracuje ze studentami na wszystkich poziomach edukacji - od wstępnych etiud na pierwszym roku studiów po dyplomy magisterskie.

Dzieło

Twórczość Grzegorza Ratajczyka budują jego doświadczenia, przeżycia, przemyślenia
i w tym znaczeniu jest ona bardzo prawdziwa, jako że - podobnie jak w życiu - wątki te splatają się w jedno. W ostatnim czasie twórczość ta realizuje się głównie w rysunkach i malarstwie, choć powstają również barwne obiekty przestrzenne.
Pan Ratajczyk ostentacyjnie stosuje tradycyjne techniki: maluje akwarele i obrazy olejne, rysuje piórkiem, ołówkiem i kredkami, nie stroni jednak od eksperymentów - powstają rysunki na kamieniach i malowidła na drewnie, barwne obiekty zawieszone w przestrzeni lub przeznaczone dla... pszczół i im pozostawione.
To jest artysta, który szuka piękna w sposób klasyczny. Przed modernizmem sztuki nie dzielono na użytkową i artystyczną, starano się by wszystko co powstaje w sferze wizualnej, zresztą nie tylko, było użyteczne i odzwierciedlało piękno w formułowanej od starożytności ogromnej ilości odmian i kategorii.

Obcujecie więc Państwo z malarstwem pięknym w warstwie formalnej, odkrywczym i dociekliwym w warstwie znaczeniowej, jako że dla Artysty ten jego wymiar jest niezwykle istotny. W ten sposób realizuje on postulat rozpoznawczy, sztuka staje się instrumentem poznawania rzeczywistości, niekiedy skuteczniejszym niż nauka, co sugerowali już choćby Albert Einstein i Jerzy Nowosielski.
Sztuka Pana Ratajczyka opowiada o świecie ducha i materii jest piękna i prawdziwa. Zachęcam Państwa do jej kontemplacji.

prof. Janusz Stankowski
Punat na KRK, 18 września 2021 r.



Paweł Lewandowski-Palle
W POGONI ZA MARZENIEM czyli MALARSTWO WALKI

Przed dziesięcioma laty w, będącym swego rodzaju artystycznego credo, Autoreferacie napisanym dla potrzeb postępowania o uzyskanie tytułu profesora Andrzej Zdanowicz napisał m.in.: „Czym zatem dla mnie jest malarstwo? Malarstwo, które może być rzemiosłem, modlitwą, drogą samopoznania, manifestacją osobowości. I raczej nigdy nie jest sprowadzone tylko do jednej z tych płaszczyzn. Jest jak farba caput mortuum – brązem, ale i fioletem. Czerwienią, ale i błękitem, a najczęściej wszystkimi swoimi możliwościami. Malarstwo to moje caput mortuum."

Trudna sprawa z tym CAPUT MORTUUM. Bywa trujące. Większość sztucznych, trujących róży żelazowych uzyskiwana jest z prażenia kalkotaru z tlenkiem ołowiu. Istnieje jednak dość odmian nietrujących. Zdecydowanie najlepiej brzmi w połączeniach z bielami, dając szeroką gamę odcieni fioletowych. Caput mortuum był/jest też symbolem alchemicznym templariuszy – to tzw. martwa głowa symbolizująca śmiertelne życie. Nazwą „caput mortuum" określany jest też dzisiaj motyw trzech czaszek znany z subkultury gothicu. Zdanowicz stosuje caput mortuum. Z powodzeniem. Ba, to ono stanowi też o odrębności i oryginalności jego koloru. A w aspekcie dzieł małe i bardzo małe formaty malarskich notatek i koncepcji przenoszone na większe podobrazia. Z wyraźną logiką działań, z wyprowadzaniem pierwotnych założeń na nowe drogi, ze sprawdzaniem koncepcji, obchodzeniem jej, syntetyzowaniem, upraszczaniem by czynić bardziej widzialnym. To wszystko jest próbą orientowania się w szansach na zwycięstwo obrazu, na to ile mogę wygrać - przecież ostatecznie chodzi o to, by pozostały obrazy zwycięskie. Zastanawiam się czy Zdanowicz, ceniący sobie klasyczne osiągnięcia formacji SBB, postępuje w myśl dewizy: Szukaj – Burz – Buduj? Szuka i buduje to oczywistości, ale czy burzy? Stawia sobie kolejne wyzwania. Nowe koncepcje są tyleż kontynuacją, co i szukaniem czegoś nowego. To jedna z cech dojrzałości. Nie zamyka się na coś, co może być pułapką stagnacji i powielania siebie. Poszukuje, sprawdza i powraca w skomplikowanej drodze rozstrzygnięć, w drodze do kolejnego, „lepszego" obrazu. Nic w tym malarstwie nie jest zamknięte raz na zawsze. Pełen namysłu i skupienia poszukuje optymalnego rozwiązania.

Najważniejsze są jednak powody, które przeradzają się w idee. Nie ma czegoś takiego jak dobre malarstwo o niczym pisali na łamach New York Times 13 VI 1943 roku Rothko, Newman i Gottlieb. Giganci mieli rację. Powtarzam za nimi: malarstwo nie jest mniej lub bardziej zręczną malowanką. Oczywiście Zdanowicz to doskonale rozumie. Jestem pewien, ze nie malowałby o niczym, no może na egzaminie wstępnym, gdy temat zadania specjalistycznego brzmiałby: „Obraz o niczym". Malarstwo jest dla niego refleksją. Te w nim „bomblują". Impulsem idei jego koncepcji jest ... WSZYSTKO, także sztuka. Konkret. Wierzę w autentyczność jego powodów.

Kolekcjonuję „Zdanowicza". Zaczęło się to od kameralnego olejnego obrazu „Minus 20 stopni Celsjusza" z 2006 r. Jego duża (165 x 120 cm) wersja ukończona została w 2014 r. Zachowując równoległość architektonicznych konstrukcji nie jest to jednak kopia pierwotnej koncepcji. Na chłodne zróżnicowane szarości malarz wprowadził ciemne, zmierzające w kierunku czerni cięcia czy żłobienia, a w nich ulokował cienkie czerwone linie. Całość poprzeszywana jest szarymi otworami jak po przejściu serii karabinowych pocisków. Patrząc na ten obraz po raz pierwszy zrobiło mi się zimno. Jakże współbrzmi on choćby z klasykami polskiego plakatu politycznego 1981 roku,
z ociekającą krwią „13" Jana Bokiewicza, czerwonymi otworami u Michała Jędrczaka czy ociekającą krwią biało-czerwoną flagą Piotra Młodożeńca. „Minus 20" to jeden z najciekawszych obrazów o wydarzeniach grudniowych, tych na wybrzeżu czy później przed kopalnią... bowiem rok 1970 przeplata się tu z rokiem 1981. Zdanowicz nie opowiada ale WYPOWIADA. Skojarzenie z polskimi grudniami czy czerwcami było i pozostaje silnym elementem refleksji. Latem 2021 roku, właśnie w Galerii STALOWA, miałem możliwość oglądania kuratorskiej wystawy Jerzego Brukwickiego: „STRAJK" – odniesienie do „polskich miesięcy". Pomyślałem o obrazie i mądrym malarstwie Zdanowicza, który przed laty pisał: „Panoramy wojenne, bitwy, potyczki, starcia zawsze były jednymi z tematów nader chętnie podejmowanymi przez malarzy". Nie wiem czy Zdanowicz te trudne tematy podejmuje chętnie, ale wiem, że maluje o nich bardzo mądre obrazy, czego przykładem jest jego najnowszy obraz „Opowiadanie" namalowany na wystawę „CZTERDZIEŚCI" w Muzeum Okręgowym w Bydgoszczy na 40. Rocznicę wprowadzenia Stanu Wojennego.

Andrzej Zdanowicz należy do najciekawszych malarzy pokolenia urodzonego w latach 60. Jego dyplomowe obrazy były malarskimi opowieściami o gwałtowności relacji międzyludzkich. Ich powierzchnia wyrastała z malarstwa gestu skontrastowanego z płaszczyzną koloru. W pewnym sensie zorientowane były na znak i znaczenie. Dyplom z zakresu malarstwa zrealizował pod kierunkiem Jana Świtki, ale bardzo ważnym elementem jego „kształcenia" był kontakt z Norbertem Skupniewiczem, którego został asystentem. Dość szybko porzucił malarstwo gestu, może już po wystawie „arsenałowej", dostrzegając wielość dość jednostronnych wypowiedzi. Początek ponad dwudziestoletniej współpracy ze Skupniewiczem wydaje mi się być przełomowy dla malarstwa Zdanowicza. Przede wszystkim dostrzegł ładunek energii w pozornie prostych zestawieniach płaszczyzn. Jego poszukiwania oscylowały w przestrzeni między przedmiotem, znakiem i znaczeniem. Między rzeczywistym a metafizycznym.

Przełomowym, KLUCZOWYM obrazem była refleksja Sieny – „Czerwona Siena" (115 x 80 cm) ukończona w 1993 roku. Pierwsza wersja tego tematu: dwie czerwienie i dwa błękity nakładane nieco po rothkowsku. Od niej komplikowanie powierzchni obrazu poprzez formę wyprowadzaną z geometrycznego zapisu stało się polem jego artystycznych kreacji. Późniejsza wersja (2004) operowała zdecydowanie silniejszym kontrastem i delikatnym rozszerzeniem skali kolorystycznej, o dwa różowoczerwone tony.

Bohaterem prezentowanych obrazów Andrzeja Zdanowicza wydaje się być właśnie LINIA, przy czym dzieł artysty próżno szukać wśród klasyków tego problemu w polskich wystawach sztuki. Zastanawiając się nad powodami takiej sytuacji, wydaje się, że po pierwsze jest on zorientowany na obraz jako malowidło, z wszystkimi jego klasycznymi cechami, oraz to, że w jakimś sensie jest artystą osobnym.

Linia pojawia się w malarstwie Zdanowicza na przełomie wieków. Zaczynając bardzo szybko pełnić w tym malarstwie znaczącą rolę. Połączenia form płaszczyznowych i linearnych opowiadając historie linearnie, posiadają dostatecznie wiele „odskoczni" decydujących o „świeżości" propozycji. Niekiedy linia jest tej samej grubości konturem, przeradzając się w misterną arabeskę, rozdzielaną w niewielkich i nieregularnych fragmentach tajemniczymi światłami o nieznanej proweniencji. Tak dzieje się choćby w kwadratowym „Niepościelonym łóżku" z 2019 roku, którego oranżowa wartość linii na karminowym tle, wyznacza dyskurs z „wygodną kanapą" Matisse'a. Bo refleksja matissowskiego tańca w warunkach hotelowego pokoju nad Odrą niesie zagadki. Nic w tym malarstwie nie jest oczywiste. Łóżko Zdanowicza jest znacznie bardziej kanapą! Najszerszym cyklem wśród prezentowanych prac jest „36 widoków na dom, w który uderzył piorun". Jedna z kolażowych wersji z 2017 roku jest może wspomnieniem własnej lekcji informelu, w którą artysta wpisał czystą, liniową konstrukcję budynku. Z domem kojarzyć trzeba też tak ważny obraz jak „Historia religii" (2008). Domem Bożym. W czerwieni ceglanej ściany malarz – dość optymistycznie – lokuje zielone okno. Przestrzeń obrazu rozrywają rany historii wojen religijnych.

Do szczególnej korespondencji z minimalizmem, „hard edge „czy „color field painting" należą linie w konstrukcji czerwonobrązowych pól płótna „Gorące krzesło" (2019). Podporządkowane znakowi utworzonemu przez dwie linie niebieskie i dwie białe, linii podziałów brązów są ciągle gorącym wspomnieniem ulatującego czasu. W 2011 roku pisał Norbert Skupniewicz pisał: Plama malarska, zatrzymana zdecydowanymi krawędziami czyni ją silną – niezależnie od miejsca jej obrazowej sytuacji. Zatrzymywanie duktu pędzla umacnia prowadzoną kreskę. Kreska posiada swoją-sobie charakterystyczną właściwość. Gdy nie staje się martwicą linii, wydatnie podnosi wyraz w danym fragmencie obrazu: pociąga od niej zależne formy /niekiedy znacznie/ przed płaszczyznę obrazu – „przed" malarstwo: w iluzyjną czystość. Te ważne zdania przychodzą mi na myśl w aspekcie obrazów Zdanowicza. W każdym razie to malarstwo rozwiązań własnych.

Wielu z nas świat ciągle nie przestaje zadziwiać. Andrzej Zdanowicz potrafi się zdystansować od głupoty świata. A przedzierając się przez jej narastający gąszcz, daleki od sztuczek i krzykliwych powłok maluje obrazy. Po co to robi? Chyba przede wszystkim dlatego, że malarstwo i dla niego jest KONIECZNOŚCIĄ. Obraz jest dla niego wciąż fenomenem, któremu warto zaufać, oddać się i poświęcić. Wierzy w jego siłę oddziaływania. Myślę, że dał sobie już spokój z obrazami o świecie idealnym.

Zapewne istnieje nieograniczona ilość prób definiowania malarstwa. Ileś z nich znam(y). I choć przekonują one mniej czy bardziej to zapewne żadna z nich nie oddaje w pełni jego fenomenu. O co idzie w sztuce? Miedzy innymi o to, by się pięknie różnić formą. By być poprzez nią rozpoznawalnym. Posiłkując się Tatarkiewiczem, przypomnę, że dziełem jest zarówno odtwarzanie rzeczy, bądź konstruowanie form, bądź wyrażanie przeżyć, ale tylko, gdy wytwór tego odtwarzania, konstruowania, wyrażania jest zdolny zachwycać bądź wzruszać, bądź wstrząsać". Ufam Tatarkiewiczowi i Zdanowiczowi, którego dzieło wpisuje się w tę optykę. Sensy obrazów jakże często przychodzą poza obrazem, a my je współtworzymy.

Jeśli warunkiem sine qua non w sztuce jest rozpoznawalność, to Andrzej Zdanowicz jest rozpoznawalny przez obraz malarski. Jego twórczość i osobowość jest ważna w pejzażu polskiego ruchu sztuki. Całkowicie się z nim zgadzam, gdy pisze o obrazie malarskim: Wydaje mi się, że wbrew temu co się sądzi o jego kondycji ma się on całkiem nieźle. Uzupełnię tę wypowiedź: tylko z kuratorami jest problem.

11 września 2021 r.

Link do fotorelacji Wernisaże i Pejzaże >>